niedziela, 24 listopada 2013

Ćwiczę od kiedy pamiętam, jestem z pokolenia dzieci biegających po drzewach i w CV mogę wpisać darcie rajstop na płotach. Mogę nazwać się kolekcjonerką lekierków do biegania po błocie. Młodą masochistką, zdzierającą skórę z łokci na kamieniach. Żaden trzepak nie był mi straszny, pompowanie bicka od najmłodszych lat! A co!
Podstawówka, czasy pobudek i pysznych śniadań z rodziną. W szkole skakało się wtedy przez sznura lub w gumę, grało w piłkę nożną i bawiło się w berka. W sumie co robiło się w podstawówce zależne było od płci, mimo tego przepychałam się łokciami żeby pograć z chłopakami w gałę. Przecież zasady są po to, żeby je łamać. :) 
Kochałam to wszystko od najmlodszych lat, dzięki temu moje życie było radosne. Wracałam zmęczona do domu, mama krzyczała, że szybko mam się kąpać i spać. Sport został ze mną aż do liceum. W między czasie przez moje życie przewijało się setki osób, mniejsze i większe przyjaźnie. Zakochania i dramatyczne rozstania. Wszystko pojawiało się i znikało. A wysiłek fizyczny jest wpisany w moje życie tak jak jedzenie, tak jak oddychanie, tak jak moje imię i nazwisko w dowodzie, niezmienne, zostanie na zawsze. Mogę ukryc się pod ksywką, ale ono zawsze będzie, moje prawdziwe imię.
Czuje się bezpieczna ćwicząc. Czasami robię to z musu, czuje przymus ćwiczenia. Miewam gorsze dni, ale szybko mijają. Cóż poradzę, TAKA JUŻ JESTEM.

Do sedna!
Biegać zaczęłam niedawno, w sumie zostałam do tego zmuszona. Broniłam się jak tylko mogłam, zapierałam nogami i rękoma, ale los tak chciał, że jestem tu gdzie jestem :)
Do biegania nakłonił mnie pewien incydent, który przytrafił mi się podczas wakacji. Wracając nocą do domu, zauważyłam, że podąża za mną dwóch gości. Średniego wzrostu i chudzi, ale nie powiem.. przestraszyłam się! Przyspieszyłam kroku.. Oni z resztą też. W pewnej chwili pomyślałam sobie, kurcze stara długa do przodu, bo źle się to skończy. I leciałam na wariata do domu! Dobiegłam i dotarło do mnie, że jestem w fatalnej kondycji. Gdybym do domu miała o 300 metrów dalej padłabym z wyczerpania. I tak zaczęło się moje bieganie.


O czym myślę kiedy biegam? Jak zaczynałam myślałam o tym jak bolą mnie łydki i jak ciężko mi się oddycha. To było straszne! Z czasem zaczęłam mysleć o minionym dniu i sytuacjach które mi się przytrafiły.
Dziś pierwszy raz pokonałam 10 km, pod koniec byłam taka zmęczona, ze myślałam totalnie o wszystkim : "raz, dwa trzy, cztery... osiem, drzewo, raz, dwa, trzy...dziesięć, drzewo, siedemnaście do potęgi trzeciej, cholera nie pamiętam! ILE TO 17 DO SZEŚCIANU? Co miał na myśli autor macareny? Gdzie będę biegała w zimę? O fajny kawałek w słuchawkach. Tylko, żebym nie zapomniała oddychać. Ciekawe ile pokonałam zakrętów. Krwawi mi stopa. Muszę zacząć szukać męża. Przerażają mnie dzieci. Nie chcę brać ślubu. Biała sukienka do mnie nie pasuje. Na studniówkę chciałabym znaleźć coś wyjątkowego. Jestem za wysoka na obcasy. Mam długie nogi. Muszę podciąć końcówki" TAKA SYTUACJA :D

PS na prawdę krwawiła mi stopa :(



1 komentarz:

  1. Świetnie się to czytało :) Gratuluję pierwszej dyszki! Pamiętam doskonale to uczucie! Ha i też myślę o milionie rzeczy, kiedy biegam!
    I wiesz... stopa się zagoi, a duma pozostanie wieczna! ;)

    OdpowiedzUsuń