czwartek, 3 lipca 2014

ZOSTAŃ PRAWDZIWĄ FITTOSZKĄ



1. Śpij dużo

Nie oszukujmy się, żadna kawa nie zastąpi kimnęcia.












2. Jedz zdrowo




HEEEELP, please :)
Tak jak z ćwiczeniami nigdy nie miałam problemu.. tak ze zmianą nawyków żywieniowych mam do dziś.











3. Ćwicz




3. Ciesz japę

bo tak jest fajnie :)







Dodaję ten post ponieważ, w tym momencie wyglądam tak:




A moje fatalne samopoczucie wynika, z tego jakie paliwo we mnie płynie. 
Tak więc ja- Ewelina. Wychodzę moim słodyczowym zachciankom na przekór i mówię stanowcze SPIER.. idźcie sobie!
Tak serio, to zaczynam #getfit59days i w tym  czasie totalnie zmieniam się na lepsze. 

środa, 27 listopada 2013

Wzloty i upadki.




Jestem kobietą, działam impulsywnie, gdy bardzo mi zależy walczę o to, płaczę gdy coś tracę. Zachowuję się wtedy jak desperatka, po tym można poznać, że na czymś mi zależy. Na prawdę nie interesuje mnie to, że podarłam nową bluzkę, nigdy nie płakałabym przez taką głupotę. Gdy coś się wali mam wrażenie, że już nigdy nie będzie dobrze. To co, że przerabiałam ten schemat już tysiąc razy..

Od trzech dni leżenia na dupie z brzuchem do góry, dostawałam furii. Aż wyginało mnie na myśl, że trzy dni temu zrobiłam moje pierwsze 10 km, a teraz muszę leżeć. Ale jak wspominałm wcześniej.. jestem kobietą, działam impulsywnie. To nieracjonalne, ale wstałam, krzyknęłam "mamutka idę biegać z Tobą", ubrałam się należycie i ruszyłam. Trasa ta sama co ostatnio. W jedną stronę poszło jak po maśle.. Biegłam i myślałam "o stara, jest kondycja! może tylko wydawało Ci się, że jesteś chora? ooo ty oszustko". (prawie)Połowę trasy, bo 4,600 m kończy bieg pod górkę, w sumie którąś z kolei, ale to jest górka górek, bo dziś mnie zabiła. Straciłam oddech i nadzieję na powrót do domu, biegnąc pod nią w myślach wyzywałam wiatr i wszystkie drzewa wokół..
W końcu dobiegłam, jestem na górze, nie mogę złapać oddechu. Mama pociesza mnie i mówi "nie martw się, musimy już tylko wrócić" ohohohoh! Dzięki mamo, nóż w plecy.
Złapałam oddech i ruszyłyśmy. Po czasie zaczęłam się męczyć, zaczęły dokuczać mi odciski, zgubiłam oddech. W głowie huczało mi "nie dam rady, dziś śpię w lesie". Zatrzymałam się i byłam bliska płaczu. "Cholera, przecież trzy dni temu lekko mi się biegło! Znowu wszystko na nic. Cholerne grypsko. Wszystko muszę zaczynać od nowa."
Finał był taki, ze z bólem dobiegłam do domu, a na stopie mam odcisk na odcisku. Być może choroba wróci, ale nie mogłam pozwolić sobie na kolejny dzień prezerwy. Za ciężko na to pracuję.

Na koniec dodam, że ostatnio pewna osoba napisała mi "Jeśli dało radę zrobić 10 km, to można zrobić też 12". Dziś niestety nie dałam, z bólem zrobiłam 10. Za to szykujcie się na gorące relacje z dwunastki, nastąpi to niebawem :)





niedziela, 24 listopada 2013

Ćwiczę od kiedy pamiętam, jestem z pokolenia dzieci biegających po drzewach i w CV mogę wpisać darcie rajstop na płotach. Mogę nazwać się kolekcjonerką lekierków do biegania po błocie. Młodą masochistką, zdzierającą skórę z łokci na kamieniach. Żaden trzepak nie był mi straszny, pompowanie bicka od najmłodszych lat! A co!
Podstawówka, czasy pobudek i pysznych śniadań z rodziną. W szkole skakało się wtedy przez sznura lub w gumę, grało w piłkę nożną i bawiło się w berka. W sumie co robiło się w podstawówce zależne było od płci, mimo tego przepychałam się łokciami żeby pograć z chłopakami w gałę. Przecież zasady są po to, żeby je łamać. :) 
Kochałam to wszystko od najmlodszych lat, dzięki temu moje życie było radosne. Wracałam zmęczona do domu, mama krzyczała, że szybko mam się kąpać i spać. Sport został ze mną aż do liceum. W między czasie przez moje życie przewijało się setki osób, mniejsze i większe przyjaźnie. Zakochania i dramatyczne rozstania. Wszystko pojawiało się i znikało. A wysiłek fizyczny jest wpisany w moje życie tak jak jedzenie, tak jak oddychanie, tak jak moje imię i nazwisko w dowodzie, niezmienne, zostanie na zawsze. Mogę ukryc się pod ksywką, ale ono zawsze będzie, moje prawdziwe imię.
Czuje się bezpieczna ćwicząc. Czasami robię to z musu, czuje przymus ćwiczenia. Miewam gorsze dni, ale szybko mijają. Cóż poradzę, TAKA JUŻ JESTEM.

Do sedna!
Biegać zaczęłam niedawno, w sumie zostałam do tego zmuszona. Broniłam się jak tylko mogłam, zapierałam nogami i rękoma, ale los tak chciał, że jestem tu gdzie jestem :)
Do biegania nakłonił mnie pewien incydent, który przytrafił mi się podczas wakacji. Wracając nocą do domu, zauważyłam, że podąża za mną dwóch gości. Średniego wzrostu i chudzi, ale nie powiem.. przestraszyłam się! Przyspieszyłam kroku.. Oni z resztą też. W pewnej chwili pomyślałam sobie, kurcze stara długa do przodu, bo źle się to skończy. I leciałam na wariata do domu! Dobiegłam i dotarło do mnie, że jestem w fatalnej kondycji. Gdybym do domu miała o 300 metrów dalej padłabym z wyczerpania. I tak zaczęło się moje bieganie.


O czym myślę kiedy biegam? Jak zaczynałam myślałam o tym jak bolą mnie łydki i jak ciężko mi się oddycha. To było straszne! Z czasem zaczęłam mysleć o minionym dniu i sytuacjach które mi się przytrafiły.
Dziś pierwszy raz pokonałam 10 km, pod koniec byłam taka zmęczona, ze myślałam totalnie o wszystkim : "raz, dwa trzy, cztery... osiem, drzewo, raz, dwa, trzy...dziesięć, drzewo, siedemnaście do potęgi trzeciej, cholera nie pamiętam! ILE TO 17 DO SZEŚCIANU? Co miał na myśli autor macareny? Gdzie będę biegała w zimę? O fajny kawałek w słuchawkach. Tylko, żebym nie zapomniała oddychać. Ciekawe ile pokonałam zakrętów. Krwawi mi stopa. Muszę zacząć szukać męża. Przerażają mnie dzieci. Nie chcę brać ślubu. Biała sukienka do mnie nie pasuje. Na studniówkę chciałabym znaleźć coś wyjątkowego. Jestem za wysoka na obcasy. Mam długie nogi. Muszę podciąć końcówki" TAKA SYTUACJA :D

PS na prawdę krwawiła mi stopa :(



wtorek, 12 listopada 2013

Marz, realizuj, ciesz się z wygranej.



Ja Zosia, obywatelka Polski, z całego serca kochająca ojczyznę, czekoladę, kawę i ćwiczenia, spełniłam dziś moje miniMarzenie!
To, że w czasie ćwiczeń wytwarzane są hormony szcześcia wiem nie od dziś. Już od czasów gimnazjalnych zastanawiałam się jak to jest, że gdy pieszo wracam 2 km, po treningu, na którym trener pojachał z nami jak z gó#%#$ i zrównał z podłogą, jestem szczęśliwa. Wiatr wieje w oczy, a z nieba znów leci cholerny deszcz, a ja wracam z bananem na ustach.. Co jest?! A kogo to obchodzi, ważne, że jest super!
Swoją drogą.. jakieś trzy lata później dowiedziałam się, że są to endorfny. hehe 
No ale.. że ja wiem, to nie znaczy, ze wszyscy wiedzą, a w życiu tak to jest, że nie wszystko idzie po naszej myśli. Life is brutal! 
Moja mama, moja rodzicielka, matula kochana, która pod sercem nosila mnie i dwóch moich braci, kobieta po przejściach, lubiąca ponarzekać, popadająca w depresje średnio co 28 dni, nigdy nie rozumiała mojej idei kobiety ćwiczącej. Bo po co się pocić i robić z siebie durnia? 
Lepiej posiedzieć na dupie! A co! Ponarzekać jakto jest źle, jak to się przytyło, że z kasą słabo.. TO MY POLACY!
Zły humor mamy nasilał się wraz z wiekiem, już od dawna mówiłam jej "chodź rodzicielko, poćwiczymy razem" To nie nie! A ja marzyłam! Za każdym razem gdy załamywała ręce, lub gdy krzyczała na każdego kto jej wszedł w drogę. Marzyłam, aby wyszła ze mną pobiegać i była uśmiechnięta jak te wszystkie biegaczki..

Dziś 9 listopada 2013 r. moja mam wyszła ze mną! Założyła buty, dres i śmigałyśmy. 
Do domu wróciłyśmy po 32 minutach, mama położyła się na podłodze i mówi "Zosieńka pokaż jak mam się rozciągnąć".
CAŁA MAMA. Moja kochana rodzicielka <3




Pozostaje mi marzyć o tym, że jeszcze razem weźmiemy udział w jakimś biegu.
Najpierw o czymś marzę, potem o tym myślę i kąbinuje jak to się może spelnić i nagle sie to spełnia.